wtorek, 19 lutego 2019

Rozdział 28

Pomysł z drzewem uratował mi życie.
Mogli mnie zabić. Teraz wręcz jestem wkurzona na to,że tego nie zrobili. W tamtej chwili działałam instynktownie.
Nie mam nikogo dla kogo mogłabym żyć. Oprócz Coltona,który teraz pewnie odrabia lekcje.
Ten czas był w naszym domu wyjątkowy na swój sposób. Tata wracał wtedy z pracy i mimo zmęczenia zawsze był gotowy nam pomóc. Wtedy i tak nie rozmawialiśmy o szkole,tylko o nas.
Zawsze gdy musiałam napisać dłuższą pracę,piekł mi moje ulubione bułeczki. Po porwaniu mamy nie było nas stać na praktycznie na wszystko. Przez pierwsze pół roku ojciec był bez pracy i by nas wykarmić sprzedał swoją protezę przy nodze i wymienił na coś co miało mu zapewnić jedynie podporę w chodzeniu.
Kiedyś często o tym myślałam,próbując znaleźć serce w człowieku,który przy napadzie potrafił mnie zbić.
Na urodziny,które obchodziłam dwudziestego piątego października,zawsze dostawałam bukiet z mniszków,z naszej łąki.
Tata był dobry. I nie zasługiwał na taki los.
Wtulam się w korę drzewa. Chcę pić,ale nie nam niestety wody. O jedzeniu nawet nie wspomnę.
Zapada zmrok.
Cały świat pod moimi nogami wygląda trochę strasznie. Jak coś dygnie od razu jestem gotowa uciekać,przecież teraz wszyscy marzą tylko o tym,by mnie zabić.
Jak jest ciemno na dobre rozbrzmiewa hymn i na niebie pojawiają się zdjęcia zabitych.
Najpierw dystrykt pierwszy. Annabeth dumnie uśmiecha się  w kierunku kamery,lekko kręcąc palcem swoje blond włosy.
Kolejne dystrykty nic dzisiaj nie straciły,jak to ujmę,bo od razu obraz dziewczyny przeistacza się w Finna.
Uśmiechniętego od ucha do ucha,nie mam pojęcia gdzie to nagrali.
Obraz gaśnie,a muzyka urywa się w połowie drugiej zwrotki.
Pocieram opuszkami palców mojego Kosogłosa,przypiętego do piersi,a każdy ruch dodaje mi otuchy.
Nie chcę spać,wkraczać do świata moich koszmarów.
Chcę być w domu i chcę widzieć,że to w wszystko sen. Finn żyje,mama jest bezpieczna,tata i Colton bawią się na łące,a Annie pracuje w szkole (pracy jej marzeń).
Otulam się kurtką Finna jak kołdrą.
Nie mogę rozpychać się na prawo i lewo bo upadnę.
Mam nadzieję,że przez noc gałąź się nie złamie,a ja nie skończę pożarta przez wilki.
Ledwo co zamykam oczy kiedy koło mojego ucha rozlega się ciche pikanie.
Unoszę głowę.Srebrny spadochron opada dwie gałęzie wyżej. Wstaję opierając się o pień. Każdy trybut ma jakiś tam sponsorów,bardziej i mniej wpływowych. W razie zagrożenia są w stanie posłać podarunek,broń,pożywienie,czy inne przydatne rzeczy.
Otwieram małe metalowe pudełko,podpięte do spadochronu i otwieram je.
W środku jest coś czego bym się nie spodziewała. Zwłaszcza patrząc pod kątem tego,że mam inne potrzeby.
Łapię złoty łańcuszek,unosząc medalik również wykonany z czystego złota.
Wiem co to jest. Jak byłam mała,mama zawsze trzymała to wraz z czarną perłą oraz zdjęciem dziadka w kuchni na najwyższej szafie.
Otwieram medalik. Zawartość nie zmieniła się od lat.Na prawym skrzydle moja babcia,którą widziałam tylko raz.Lata temu. Na lewym natomiast przyjaciel naszej rodziny,którego imienia za nic nie umiem sobie przypomnieć.Gideon,Gerry,
Godfryd? Nie mam pojęcia. Kiedyś był podobno blisko z mamą,ale on zabił Prim,ciotkę i po tym nigdy się nie widzieli.
Na środku widnieje portret Kobiety Igrającej z Ogniem i jej siostry.
Jedno z piękniejszych zdjęć jakie widziałam.
Zdziwiłam się jak to zobaczyłam. Jak tata nie miał pracy,sprzedał wszystko,by tylko nas wykarmić,łącznie z tym.
Odkupił to ktoś z drugiego dystryktu,dawając za to takie pieniądze,że nie głodowaliśmy przez miesiąc.
Widać mu zależało.
Na spodzie pudełka jest również mała kartka. Podnoszę ją drżącymi dłońmi.
Walcz.Walkę masz we krwi. Zrób to dla tych wszystkich,których odebrał nam Kapitol.
To ode mnie
~G.H
A na dodatek ostatnia rada od mojego dobrego  znajomego.
Przeżyj.
Koniec listu.Równie nie jasny jak ten wcześniejszy. Zahaczam ręką o pień. Zaczynam się obracać we wszystkie możliwe strony,by tylko utrzymać równowagę.
Moje starania idą na marne ,bo tracę równowagę i upadam plecami na twardą ziemię.
Chwilę nie mogę złapać oddechu,które utknęło mi w płucach. Próbuję usiąść, łapiąc oddech,który mimo starać jedynie delikatnie przechodzi mi przez usta.
Kiedy po dłuższym czasie swobodnie oddycham siedzę już stabilnie. Walcząc z narastającym bólem w okolicach klatki piersiowej i krzyża.
W dłoni nadal mam kawałek pergaminu i medalik,na drzewie natomiast została kurtka Finna. Trochę kręci mi się w głowie i czuję się ledwo żywa.
Dziwne,ale właśnie teraz pomyślałam o Eithanie,który równie dobrze mógłby mnie teraz zaatakować,a ja bym się nie broniła. Tak jak przed śmiercią Finna.
Zauroczenie jest bronią,równie skuteczną jak nóż. Potrafi zamotać nam w głowie,tak że uwierzymy w każdą głupotę. Miłość jest mocą,ale trzeba pamiętać,że Mocą nie jest miłość. Istnie filozoficzne rozkminy,ale taka jest prawda. Eithan mnie zauroczył. Jako silny,oddany facet, do tego wszystkiego inteligentny i zabawny. Ideał,ale zbyt szybko mu zaufałam,szukając czegoś czego nie było.
Zrobiłam z siebie Idiotkę i zabiłam mojego przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D