wtorek, 19 lutego 2019

Rozdział 25

Zdziwiło mnie jakim cudem stan Finna tak szybko się pogorszył.
Z całych sił próbuję nie zasnąć,lecz powieki z każdą sekundą zakrywają coraz to większy obszar widzenia.
Szlag by to jasny trafił.
Gdy jestem pewna,że zasnął odsuwam się najdelikatniej jak potrafię.
Odair kocha grać na emocjach widzów,że sama zastanawiam się czy jego wyznanie było sztuczne,czy prawdziwe,czy też zaczynał majaczyć.
- Dziękuję. - rzycam przed siebie,siadając obok Eithana grzebiącego gałęzią po ognisku.
- Ale za co? Każdy by tak zrobił. - odparskuje rzucając przypalony kawałek drewna w dal.
- Oczywiście. Zwłaszcza w obliczu pewnej śmierci. - droczę się z nim trochę.
- Wolę o tym nie myśleć. Wiesz,że właśnie takim gadaniem może jeszcze żyjecie?
- Nie rozumiem. - naprawdę nic nie kumam. Jak bezdusznych ludzi może to interesować?!
- Zobacz. Jesteś sobą. Wolisz patrzeć jak odrywają komuś głowę i na prawo i lewo leje się krew? - rusza sugestywnie brwiami, przysuwając się do mnie.
- Nie.
- No. Ludzie chcą prawdy.- chwyta dłonią mój polik delikatnie przysuwając go tak,bym patrzyła mu w oczy.
Za blisko.
- Dlatego dajmy im prawdę. - mówi cicho,jakby tylko dla mnie.
Czuję jak wszystkie możliwe kamery przybliżają na nas objektyw.
Odchodzę więc szybko.
Mina Eithana mówi mi naprawdę wszystko. Zdziwienie,czy też moje oczywiste posusiebie.. Utknął w powietrzu zatrzymany niczym na zdjęciu.
- Ja cię nie znam. Nie znam nawet siebie Przestań. - mówię lekko dysząc oraz odsuwając się na bezpieczną odległość.
Kurde. Mówię sama do siebię jak uderzam plecami o pień koło głowy Finna.
- Przestaję. - podbiega do mnie zamykając mi drogę ucieczki.
- Wiem. - mówię,a on posyła mi uśmiech i chyli głowę.
Podnoszę dłoń delikatnie dotykając jego włosów ułożonych w nieładzie.
- Co to? - pytam napotykając na zlepek włosów.
- U mnie nie było tak spokojnie jak u was. - na chwilę nie rezygnuje z uśmiechu jakby się bawił w piaskownicy.
Zjeżdżam palcami na twarz wodząc po poliku opuszkami.
Eithan nagle staje silniej opierając mnie o pień.
- Tęskniłem.
- Powtarzasz się.
Chcę powiedzieć coś jeszcze ale zamyka mi usta pocałunkiem.
Jak w Kapitolu.
Publiczność szaleje w mojej głowie,a odgłosy chrapania Finna odbijają się w uszach.
Nie mam mózgu. To mogę ogłosić oficjalnie.
Zgubiłam go i nie wróci.Szaleję,ale czego mam się spodziewać po szestanstoletniej dziewczynie,nie z pełna umysłu, w momencie gdy znajduje niebo w środku piekła.
Rozłączamy się mniej strasznie niż w łazience. Uśmiecham się. W końcu.
- Tęskniłeś.
- A nie mówiłem.
- Jesteś chory. - odpycham go siadając przy Finnie,sprawdzając jego temperaturę wierzchem dłoni.
- Tak nie można. - mówię rozpinając kurtkę,by przykryć ją Finna.
- Twoim rodzicą się udało. - on nie śmiał.
On tego nie zrobił.
Porównał nas do moich rodziców.
- Udało?!- szepczę.
- Mój ojciec nie żyje. Matka jest w niewoli. Udało?! - Krzyczę na niego tak głośno jak potrafię. To obrzydliwe porównywać nas ,czyli ludzi,którzy się praktycznie nie znają. Do moich rodziców,którzy życiem zapłacili za...wszystko.
Jaka ja jestem głupia i naiwna. Pocałował mnie,bo chciał sobię znaleźć co? Ucieczkę?
Zrobił ze mnie bezmyślną nastolatkę,która tylko dąży do chwili szaleństwa. To nie ja.
Sama już siebię nie poznaję i szczerze mówiąc na miejscu widzów już bym się powiesiła biorąc pod uwagę marnosć tego show.
- Jesteś ochydny. - mówię kucając przy Finnie,próbując go rozbudzić.
- Co robisz? - Eithan jest trochę rozbity. Zbity z tropu,ale w sumie po akcji pięć minut temu należy mu się.
- Koniec z naszym sojuszem. Zabieram Finna i odchodzimy. - mówię to próbując stworzyć choć pozory pewności moich słów choć sama nie wierzę swojemu impulowi.
Jestem nie z pełna rozumu,choć to powiem.
Gdy Odair się rozbudza słyszę lekki pomruk. Ignoruję go jednak przekonana,że zdegustowany całą styuacją były sojusznik prycha nie mogąc wyrazić jakie to żenujące. Gdy blondaś się budzi karzę mu wstać.
Spoglądając kątem oka, słysząc kolejne pomruki to nie Eithan. To nie ja. To nie Finn. Wszystko staje się jasne gdy czysty pisk,a raczej wycie przecina niebo,a umięśnione szczęki układają się w ułożomym szyku w stronę księżyca.
-Wiejcie. - krzyczy Eithan w naszą stronę. Mogę się z nim kłucić godzinami,ale akurat z tym się zgodzę. Rozbudzony Finn jest jak z innej bajki.
Zostawiamy pierwszaka samego,czekającego na watahę Wilków zbiegających po szczycie góry.
- Szybciej. - Sapie trzymając Finna za rękę i praktycznie ciągnąc go pod górkę.
Miesza każdy kolejny krok,a stopy układa jakby szedł slalomem.
Wtedy powietrze przecina krzyk,pełen rozpaczy,lęku i bólu. To Eithan.
Jestem ustawiona między młotem,a kowadłem,ale...nie zostawię Finna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D