wtorek, 19 lutego 2019

Rozdział 24

Skóra przemarznięta na kość piekła niczym najgorsza rana.
Słońce paliło nie miłosiernie,a góry z martwych zwierząt rosły w górę.
Wraz z Finnem postanowiliśmy jednak nie dotykać ziemi i głównie poruszać się po śliskich i ostrych kamiennych bryłach.
Nie mój klimat,biorąc pod uwagę to,iż nawet chodzę jakbym miała dwie lewe nogi.
Podczas snu zdarłam sobie buta i niestety po nocy przespanej (niby nie) na plecaku pod głową musieliśmy się z ową torbą pożegnać tak jak z paroma moimi włosami.
Pojęcia nie mam co jest w tej ziemi.
Każdy kolejny krok przyprawiał mnie o łamanie w kościach,a słońce o hektolitry potu lejącego się niczym Niagara na moją twarz.
Nie wiem kto żyle,a kto nie.
Grunt,że ja i Finn jesteśmy razem,żyjemy i szczerze mówiąz jesteśmy praktycznie w nienaruszonym stanie.
Nad wieczór z naszej kryjówki ledwo co dostrzegaliśmy księżyc więc odległość od Rogu Obfitości waha się pomiędzy 7-10 kilometrami.
Jedyne co to dziś nad ranem Finn zaczął zaciągać nosem.
Patrzę na niego bardziej uważnie,by mi się nie rozchorował,bo nie mamy kompletnie nic,nie licząc broni.
Cały czas jednak gdzieś z tyłu głowy siedzi mi myśl gdzie jest Eithan?
Nie mógł umrzeć.
Znając jego "znajomości" nie zdziwiłabym się jakby siedział w pięcio-gwiazdkowym hotelu i popijał drinka.
Chyba,że jego wuj go nie lubi. To nie wiem.
W sumie teraz nic nie wiem.
Świat jest mi obcy,czuję się na nim niczym na innej planecie.
Arena nie jest światem. Arena jest więzieniem gdzie katuje się skazanych.
Nie błąd. Ludzie stąd nic nie zrobili. Żyli beztrosko martwiąc się o własny tyłek.
Wszystko byłoby dobrze gdybyśmy kilkaset lat temu nie doprowadzili do samozniszczenia.
Ja i Finn byśmy mogi żyć daleko w luksusach,a nie bić się o każdy kawałek chleba w dystrykcie,by nie umrzeć z głodu. Na każdym kroku okłamywani,by uniknąć niewygodnej prawdy. Oto moje życie.
Raj...prawda?!
Kończąc wielce filozoficzne rozmyślania kończę wszystko.
Przeczesuję dłonią popalone końcówki moich (kiedyś, teraz to siano) włosów.
W brzuchu mi burczy,ale ignoruję to,bo szczerze ostatnią rzeczą o której powinnam myśleć jest jedzenie.
Każdy kolejny kilometr nabawia mnie lęku.
To nie może być tak proste. Ludzie usnęliby jakbyśmy przez trzy dni tylko chodzili. Chyba,że gdzieś dzieją się ciekawsze rzeczy.
Finn jest rozpalony,lecz zawsze kiedy każę mu stanąć nie robi tego.
Widać,że każdy kolejny kilometr sprawia mu ból. Nie mogę na niego patrzeć.
Finn godzi się stanąć jak już..jesteśmy na końcu.
Przed nami tylko przepaść,nie widać dna.
- Finn musimy wracać. - mówię cicho. Jego twarz jest czerwona teraz nie wiem,czy to z furii,czy z jego podwyższonej temperatury. Od kiedy pamiętam Odair zawsze miał problemy z odpornością.
- Nie ruszaj się. - gani mnie nagle,przybierając kamienną pozę.
Podchodzi do mnie wyciągając nóż. Coś rusza się za drzewami. Jasne. Wolne szelesty pojedynczych drzew są coraz to głośniejsze,lecz dziwię się,że nie widzę nic przemieszczającego się pomiędzy drzewami.
- Kucnij! - Krzyczy nagle odpychając mnie na ziemię biegnąc do zagrożenia.
Zamykam oczy. Zamieram. Nie Finn! Podnoszę się z ziemi.
- Stop! - słyszę krzyk. Dźwięczny głos za jakim już od dawna tęskniłam wpada do moich uszu.
Podbiegam do Odaira trzymającego nóż prosto nad klatką piersiową Eithana.
- Stop!- krzyczę odpychając Finna,który z braku sił opada na płaski kamień.
- Eithan! - uśmiecham się pod nosem,a chłopak mnie tuli niczym przyjaciółkę,której nie widział od lat.
- Szukałem cię - mówi,a ja siłą woli spuszczam po poliku jedną samotną łzę.
Powiedział "cię" ,czyli raczej nie radował się z widoku Finna.
Wyrywam się z ucisku bruneta kucając przy chorym.
-Masz wodę? - pytam dotykąc dłonią czoła Odaira.
Eithan od razu łapie za plecak i podaje nam bidon wypełniony do połowy wodą.
Unoszę głowę blondyna delikatnie wlewając do jego ust wodę.
- Jak z nim? - pyta brunet jakby go w ogóle to interesowało.
- A jak widać? - odpowiadam z przekąsem,próbując wsunąć woje kolana pod głowę Finna.
- Ma gorączkę i jest..to znaczy był spragniony. Zawsze dbał o mnie.
A wiesz jak to jest z facetami. Oni nie chorują oni walczą o życie. Musimy wrócić do Rogu. - kończę oddając Eithanowi bidon.
On bez słowa pomaga wstać Odairowi,który mimo sprzeciwień idzoe z nim pod rękę.
- Musimy ruszać bo się ściemnia. - teraz ja tu mam spodnie.
Oglądałam się na Finna idąc do przodu.
Uważałam. Zwierzęta jakby bały się podejść.
Gdy niebo zakryła ciemna płachta postanowiliśmy przenocować,by Finn odpoczął.
Ułożyliśmy na ziemi dywan z gałęzi. Noc jest lodowata.
Finn ułożył się na moich kolanach i usnął pod wpływem mojego dotyku.
- Choć tu. - mówi Eithan próbujący rozpalić ognisko,bo w sumie co nam grozi.
-Zaraz przyjdę. Jeszcze chwilę przy nim posiedzę. - gdy skończyłam padła pierwsza iskra.
Zobacz. Teraz będzie ci ciepło. Mówię ni do siebie ni do Finna.
Ognisko dziwnie dobrze się paliło.
Już mam wstać,by usiąść przy Eithanie gdy zostaje złapana przez Finna.
- Zostań. Nie będę mieć koszmarów. - ni to rozkaz ni proźba.
Układam się przy Odairze dając znać,że jeszcze chwile tu zostaję.
- A co ja miałabym ci pomóc?
- Moje koszmary zawsze są o stracie Ciebie. Uspokajam się wiedząc,że jesteś tuż obok. - i wtedy zasypia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D