Nie wiem jakim cudem to
zmieniło się tak szybko. Wywody Finna na temat ludzi pozbawionych kszty
człowieczeństwa na Igrzyskach za czasów gdy arenę znaliśmy jedynie z
wielkiego ekranu przy Placu Sprawiedliwości - Straciły momentalnie sens.
Bo zabił. Odebrał życie człowiekowi,bo...ten miał plecak.
To jest chore. Rozumiem wszyscy walczymy tu o przetrwanie nie patrząc na innych,ale ja tak nie umiem.
Życie człowieka jest nienaruszalnym cudem,które trzeba chronić. Nie jest to przedmiot,który można zepsuć,ani odebrać bez większych konsekwencji. Zabierając komuś celowo życie - Odbieramy sobie człowieczeństwo.
Wywody wielce inteligentnego człowieka.
Przez nasz chwilowy postój Finn próbował wyjaśnić,że nie chciał,ale musiał.
Tłumaczył,że jego natura wzięła górę,ale ja skończyłam to szybko,krótkim zdaniem "weź się nie pogrążaj" i od tego czasu nie odezwał się ani słowem.
Plecak był pełny,ofiara nie zdążyła znając życie nawet tam zajrzeć.
Trzy opakowania suszonych owoców,pojemnik na wodę,zapas małych nożyków,nawet śpiwór się znalazł.
Odair dał mi trzy nożyki zostawiając sobie dwa takie jak moje oraz jeden duży,którym ofiara się ewidentnie broniła,bo miały one ślady bordowej krwi.
- Jesteś kretynem.
- Tobie też do tego dużo nie brakuje. - przekomarzanki pokroju dwunastolatków wcale nie działały na naszą korzyść,jeszcze bardziej grały mi na narwać i jedynie ostatkami sił trzymałam się cicho na nogach.
Gdy nadszedł zmrok nie było sensu dalej iść. Zarówno Finn jak i ja byliśmy zmęczeni całą tą sytuacją,a zwłaszcza sobą.
W rogach mojej głowy malowało się tylko jedno pytanie. Gdzie jest Eithan? Czy w ogóle żyje?
Nasza kryjówka znajduje się pod zagięciem. Takim jakby daszkiem odrywających nas od świata.
Chętnie zostałabym tu do końca.
Nie wiem jak,ale w miejscu naszego pobytu,jeszcze podbudowanego śniegiem z boków było cieplej niż na dworze.
Jak w takim Iglo. Z wierzchu wyglądało to mniej więcej jak przedłużenie wydmy. Najnormalniejsze w świecie.
Puki mamy jakieś jedzenie w sumie czemu by tu nie zostać.
Jedyne czego nam brakuje to woda. Jak już odkryliśmy pierwszego dnia. Śnieg nie jest najlepszym źródłem.
Mi szczerze mówiąc zważając na wilgotne powietrze nie przeszkadzała pusta fiolka.
- Idź spać. - rozkazuje mi tak jak wczoraj.
- Nie ma mowy. - parskam bez większego wyrazu.
Nie jestem dzieckiem. Mną się nie rozkazuje. Nie tutaj. Nie można mnie kontrolować.
I na tym skończyły się nasze rozmowy. Przynajmniej do wschodu słońca.
~*~
Pojedyncze krople wody spadały niczym deszcz na moją twarz.
Byłam śpiąca. Praktycznie nie kontaktował za dobrze uwięziona w moim świecie daleko od Areny.
Lodowata woda była dla mnie lekkim deszczem,taki co co ranek pada na wiosnę w dystrykcie czwartym.
Długi brak wody również robił swoje. W gardle miałam tak sucho,że bez opamiętania zlizałam z wargi kropelkę wody,która tam upadła.
Słodki smak momentalnie zmienił się w duszącą gorycz. Zaczęłam kaszleć stawiając Finna na równe nogi.
Niebyło naszego schronienia.
Na dworze było gorąco,a my sami mieliśmy ubrania mokre,praktycznie miejscami powypalane.
Zrobiło mi się duszno,tak że nie mogłam złapać oddechu.
Finn bił mnie w klatkę piersiową,bym złapała oddech.
Sam płakał,błagając mnie bym odetchnęła. Kiedy plunął mi w twarz,tak że gęste krople jego śliny spadły do moich ust gorycz znikła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Lecz po chwili znów nie mogłam odetchnąć,gdyż Finn tak mocno mnie objął ze szczęścia,praktycznie odbierając mi dostęp do tlenu.
- Spokojnie. Jeszcze trochę pożyję.- Śmieję się wycierając kciukiem jedną łze spływającą mu powoli po bladym poliku.
- Wystraszyłaś mnie. - gani.
- To jesteśmy kwita. - mówię z uśmiechem.
- Że co?
- Jak tylko usłyszałam wybuch byłam przekonana,że to ty. - szepczę,a on spogląda na mnie z pod byka.
- No co? - pytam jakby miało być to oczywiste. Odair opływa w rumieńce,tak że delikatny siniak malujący się na prawym poliku przybiera dziwną fioletowawą barwę.
- Jesteś jedyną osobą,którą teraz mam. Powinniśmy się chronić.
- I to robimy. - mówi ściszając kolejno ton swojego głosu.
-Chronimy się nawzajem.
-mrużę oczy badwczo,przyswajając informacje,czy to co powiedział było prawdziwe,czy rzucił jedynie słowa na wiatr,by zagrać na nosie organizatorą,a uczucia widzów podbić ponad niebo.
Twarz ma bladą jak zwykle,z TERAZ jedynie delikatnymi rumieńcami.
Usta składa w łobuzerski uśmiech z pozą "Kto tu jest gwiazdą? Ja tu jestem gwiazdą".
Na polu zajrzała wiosna.Lecz nie taka jak w moich marzeniach.
Tysiące starych ciał martwych zwierząt zastępowały ziemię,tak przesiąkniętą kwasem,że najmniejsze dotknięcie jej butem groziło wypaleniem podeszwy.
Wahania temperatur. To się równa choroba. Pewnie coś w teges zapalenia płuc. Zapalenie płuc bez leków równa się śmierć. A to kurde zagrali.
Bo zabił. Odebrał życie człowiekowi,bo...ten miał plecak.
To jest chore. Rozumiem wszyscy walczymy tu o przetrwanie nie patrząc na innych,ale ja tak nie umiem.
Życie człowieka jest nienaruszalnym cudem,które trzeba chronić. Nie jest to przedmiot,który można zepsuć,ani odebrać bez większych konsekwencji. Zabierając komuś celowo życie - Odbieramy sobie człowieczeństwo.
Wywody wielce inteligentnego człowieka.
Przez nasz chwilowy postój Finn próbował wyjaśnić,że nie chciał,ale musiał.
Tłumaczył,że jego natura wzięła górę,ale ja skończyłam to szybko,krótkim zdaniem "weź się nie pogrążaj" i od tego czasu nie odezwał się ani słowem.
Plecak był pełny,ofiara nie zdążyła znając życie nawet tam zajrzeć.
Trzy opakowania suszonych owoców,pojemnik na wodę,zapas małych nożyków,nawet śpiwór się znalazł.
Odair dał mi trzy nożyki zostawiając sobie dwa takie jak moje oraz jeden duży,którym ofiara się ewidentnie broniła,bo miały one ślady bordowej krwi.
- Jesteś kretynem.
- Tobie też do tego dużo nie brakuje. - przekomarzanki pokroju dwunastolatków wcale nie działały na naszą korzyść,jeszcze bardziej grały mi na narwać i jedynie ostatkami sił trzymałam się cicho na nogach.
Gdy nadszedł zmrok nie było sensu dalej iść. Zarówno Finn jak i ja byliśmy zmęczeni całą tą sytuacją,a zwłaszcza sobą.
W rogach mojej głowy malowało się tylko jedno pytanie. Gdzie jest Eithan? Czy w ogóle żyje?
Nasza kryjówka znajduje się pod zagięciem. Takim jakby daszkiem odrywających nas od świata.
Chętnie zostałabym tu do końca.
Nie wiem jak,ale w miejscu naszego pobytu,jeszcze podbudowanego śniegiem z boków było cieplej niż na dworze.
Jak w takim Iglo. Z wierzchu wyglądało to mniej więcej jak przedłużenie wydmy. Najnormalniejsze w świecie.
Puki mamy jakieś jedzenie w sumie czemu by tu nie zostać.
Jedyne czego nam brakuje to woda. Jak już odkryliśmy pierwszego dnia. Śnieg nie jest najlepszym źródłem.
Mi szczerze mówiąc zważając na wilgotne powietrze nie przeszkadzała pusta fiolka.
- Idź spać. - rozkazuje mi tak jak wczoraj.
- Nie ma mowy. - parskam bez większego wyrazu.
Nie jestem dzieckiem. Mną się nie rozkazuje. Nie tutaj. Nie można mnie kontrolować.
I na tym skończyły się nasze rozmowy. Przynajmniej do wschodu słońca.
~*~
Pojedyncze krople wody spadały niczym deszcz na moją twarz.
Byłam śpiąca. Praktycznie nie kontaktował za dobrze uwięziona w moim świecie daleko od Areny.
Lodowata woda była dla mnie lekkim deszczem,taki co co ranek pada na wiosnę w dystrykcie czwartym.
Długi brak wody również robił swoje. W gardle miałam tak sucho,że bez opamiętania zlizałam z wargi kropelkę wody,która tam upadła.
Słodki smak momentalnie zmienił się w duszącą gorycz. Zaczęłam kaszleć stawiając Finna na równe nogi.
Niebyło naszego schronienia.
Na dworze było gorąco,a my sami mieliśmy ubrania mokre,praktycznie miejscami powypalane.
Zrobiło mi się duszno,tak że nie mogłam złapać oddechu.
Finn bił mnie w klatkę piersiową,bym złapała oddech.
Sam płakał,błagając mnie bym odetchnęła. Kiedy plunął mi w twarz,tak że gęste krople jego śliny spadły do moich ust gorycz znikła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Lecz po chwili znów nie mogłam odetchnąć,gdyż Finn tak mocno mnie objął ze szczęścia,praktycznie odbierając mi dostęp do tlenu.
- Spokojnie. Jeszcze trochę pożyję.- Śmieję się wycierając kciukiem jedną łze spływającą mu powoli po bladym poliku.
- Wystraszyłaś mnie. - gani.
- To jesteśmy kwita. - mówię z uśmiechem.
- Że co?
- Jak tylko usłyszałam wybuch byłam przekonana,że to ty. - szepczę,a on spogląda na mnie z pod byka.
- No co? - pytam jakby miało być to oczywiste. Odair opływa w rumieńce,tak że delikatny siniak malujący się na prawym poliku przybiera dziwną fioletowawą barwę.
- Jesteś jedyną osobą,którą teraz mam. Powinniśmy się chronić.
- I to robimy. - mówi ściszając kolejno ton swojego głosu.
-Chronimy się nawzajem.
-mrużę oczy badwczo,przyswajając informacje,czy to co powiedział było prawdziwe,czy rzucił jedynie słowa na wiatr,by zagrać na nosie organizatorą,a uczucia widzów podbić ponad niebo.
Twarz ma bladą jak zwykle,z TERAZ jedynie delikatnymi rumieńcami.
Usta składa w łobuzerski uśmiech z pozą "Kto tu jest gwiazdą? Ja tu jestem gwiazdą".
Na polu zajrzała wiosna.Lecz nie taka jak w moich marzeniach.
Tysiące starych ciał martwych zwierząt zastępowały ziemię,tak przesiąkniętą kwasem,że najmniejsze dotknięcie jej butem groziło wypaleniem podeszwy.
Wahania temperatur. To się równa choroba. Pewnie coś w teges zapalenia płuc. Zapalenie płuc bez leków równa się śmierć. A to kurde zagrali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D