wtorek, 19 lutego 2019

Rozdział 22

Ja mam jakiś problem.
Przypadkiem nie mogę nazwać tego na co wpadłam...to chore.
Śnieg w przy ptaku ma dziwny żółtawy oddcień,który z każdą warstwą blaknie.
Nie zdziwienie się jak ktoś z pragnienia weźmie śnieg i go...zje,wypije kto tam wie.
I od razu padnie trupem.
Dzielę się ze swoją sugestja z Finnem grzebiącym wolno w oku z obrzydzenia. A on kiwa głową,ale karze mi isć dalej i się nie zatrzymywać "bo wróg nie śpi".
Zachowuję się jak rozpiszczona nastolatka,tak jak kazał mi Jacob na występie u Ceasara.
Mylę role. Zraniona dziewczyna powinna być tu,a pusta dziewczynka powinna zostać w Kapitolu.
Szybko zapada mrok,nawet bez jakiegoś choć udawanego Zaćmienia.
Zatezymujemy się koło jednego z drzew stojących wolno na śnieznym polu.
Mimo iż zamarzam,to nie jestem na tyle głupia by rozpalić ognisko.
Mimo iż spałam na teorytycznej stronie szkolenia,która obejmowała zakres dodatkowych zdolności i wysłała mnie tam Marien, to pamiętam.
Było też uważać na jagody. Trochę dziwne biorąc pod uwagę,że jesteśmy w środku pola wiecznej zimy,ale zawsze się niby przyda.
Finn zaproponował warty,ale jak ja chciałam wziąść ją on krzyknął,że mam się położyć na stercie z igieł jaką mi ułożył i być cicho.
Czeka nas długa noc,wiele osób zamarźnie,no chyba,że wrócą na pole pezy Rogu Obfitości.
Zgodnie z rozkazem młodego Odaira próbuję się jakoś ułożyć,lecz ciągle patrzę na chłopca,siedzącego na śniegu ,trzymającego w skostniałych rękach mały nóż.
Wstaję i siadam koło niego.
- Mówiłem. Masz tam iść. - burczy od razu.
- Nie traktuj mnie jak dziecko. - syczę cicho,a ten mruczy tylko tekst "ale ty przecież jesteś dzieckiem".
Wywracam oczami,bo nie marzy mi się kłutnia.
- Skoro tak to rozpal ogień,bo nie tylko będziesz psychicznym bałwanem,ale jeszcze zmienisz się w niego na ciele. - za to obrywam śnieżką prosto w policzek. Oczywiście nie chodzi mi na serio,tylko taka nagła wena na ściągnięcie go z tego mrozu.
Normalnie by mnie to śmieszyło,ale nie teraz.
Rana na poliku potwornie piecze. Jakby ktoś podłożył mi pod nią ogień i palił moją skórę.
Odakakuję od Finna zaciskając z bólu zęby.
-Kath! Spokojnie. - mówi próbując mnie uspokoić. Odpycha mi ręce z twarzy,trzymając je mocno. Mrugam.
- Spokojnie...- mówi prosto do moich oczu,które oderwane jakby od bólu wodzą tylko.
- Już dobrze? - pyta,a ja kiwam głową i wyrywam się.
Niebo jest praktycznie czarne,bez żadnej chmury. Rozświtlane przez tysiące małych gwiazd.
Jest nawet księżyc dziwnie daleko za naszymi plecami jakby stał nad Rogiem Obfitości.
Białe wzgórza malują się koło nas. Mimo iż nie ma nikogo,jak narazie jest zbyt wcześnie na robienie czegokolwiek.
Nagle coś za naszymi plecami się rusza.
Obaj podskakujemy gotowi,no mniej więcej, do ataku.
Patrzymy w białe pole,lecz nic kompletnie nie widać.
Podchodzę bliżej,lecz gdy tylko dostrzegam źródło dźwięku uciekam w popłochu.
To coś jest puchate. Ma futro zlewające się ze śniegiem i straszliwie żółte oczy.
Wilk. Zwierze nie zwraca na mnie uwagii.
Finn stoi. Mierząc ssaka wzrokiem.
- Uciekamy. - piszczę.
- Czekaj. -zatrzymuje mnie.
- Setka wilków to problem,jeden to futro i mięso. - recytuje jak regółkę ze szkoły przeszywając zwierze nożem.
Opada od razu.Zalewając futro czerwoną krwią.
Odair podchodzi i mimo moich sprzeciwów bierze je ,łamiąc mu wcześniej kark i dopiero wtedy odchodzimy kawałek dalej by nie z nami skojarzyli plamy krwi.
Podczas naszej drogi zabrzmiewa hymn.
Każdy z nas wie co to oznacza więc unosimy głowę w niebo.
Dystrykty zawodowców nie straciły nikogo. Można się było tego spodziewać.
Poległo dziewięć osób.
Cała szóstka,oraz piątka. Chłopak z trójki i siódemki i dziewczyna z ósemki,oraz dziesiątki i jedenastki.
Robi się ciekawie.
Gdy hymn gaśnie idziemy dalej próbując jak najbardziej zatrzeć nasze ślady.
Długo się nie rozjaśniało,a gdy gwiazdy traciły blask zaczął padać drobny śnieg.
- Stańmy. - próbuję zatrzymać Finna,ale on nadal brnie w śnieg ignorując każde moje słowo.
- Finn! - krzyczę i sama staję jakbym myślała ,że to coś da.
Mam go serdecznie dość.
Tak wiem,że nie powinnam tak mówić,ale te jego fochy mnie doprowadzają do furii.
Zaczynam cofać się szybkim krokiem,a on nic.
Zapatrzony w siebie dupek.
Jednak ja też nie mam zamiaru udawać uległego dziecka,które na każde skinienie palca będzie szła za swoim panem.
Gdy zaczyna świtać odległość pomiędzy mną a Finnem była czymś pomiędzy dwoma,a pięcioma kilometrami.
Jestem sama,bez broni,bez wsparcia,bezbronna.
Słońce znowu układa się równo ponad Rogiem Obfitości ogłaszając mi jak blisko od niego się znajduję.
Wtedy rozbrzmiewa huk armaty,a kilka minut potem kilkanaśnie kilometrów za mną zjawia się poduszkowiec.
Nie... Sapie zrywając się na równe nogi w kierunku poległego trybuta.
To nie może być Finn.
Pokonuję białe wzgórza topiąc się w narastającej warstwie śniegu.
Gdy dobiegam do miejsca naszego byłego przystanku nie wiem co myśleć.
Kawałek dalej w miejscu gdzie się rozstalismy spoczywa martwe ciało wilka,a obok niej plama z żółtego płynu. Takiego jak przy ptaku. Sącząca się z granicy rany i smarząca skórę zwierzęcia.
Biegnę dalej popychana przez mocne podmuch wiatru niczym piórko.
- Finn! - dre się,a głos skuty lodem obija się echem po wzgórzach.
- Finn! - sapie ze łami w oczach.
Jak mu się coś stanie to nie wybaczę tego sobie!
Biegnę dalej do drugi krok krzycząc jego imię.
- Fin...- i urywam porwana za gardło do jednej ze śnieżnych wydm.
Zamykam oczy.
- Tylko szybko! - krzyczę z piskiem w głosie.
- Oszalałaś? Kath to ja. - otwieram delikatnie oczy.
- Niech cię szlag! Umarłam ze strachu! - uderzam Odaira w rękę i opadam na ziemię.
- Kretyn. - kwituję,a ten się śmieje przełykając coś.
- To nie śmieszne. - syczę,a on wręcza mi do ręki garść suszonych owoców.
Oczy mi się ciszą jak Finna na babeczkę czekoladową. Bez umiaru wrzucam całą garść do buzi,delektując się słodyczą rozpuszczającą mi się w ustach.
- Skąd to masz? - pytam,a on wskazuje na pole kawałek dalej od wydmy.
Na ziemi widać silne ślady zatarcia,jakby od szczypiec poduszkowca.
- Ty go zabiłeś? - szepczę w niepewności błagając o to by to nie była prawda.
- Miał plecak i broń. - widzi moje oburzenie,ale w ogóle się tym nie przejmuje.
- Taka gra.
Albo giniesz,albo zabijasz. Obudź się.- moim zdaniem faktycznie powinnam się obudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D