wtorek, 19 lutego 2019

Rozdział 18

Noc była straszna. Koszmary były na porządku dziennym,ale te które co rusz wybudzały mnie pozostawiając zupełnie samą na jeszcze gorszej jawie,były takie jakby jednego dnia uwziąl się na mnie mój mózg pokazując co rusz gorsze scenariusze dla sztuki mojej wyobraźni
Rano nikt nie wspomniał o wczorajszym wydarzeniu i dobrze. Awoksa jak codzień przyszła po mnie,ale ja już dawno nie spałam. Miałam dziwne poczucie lęku,jakby tuż za progiem czekała na mnie jakaś tragedia. Mam ochotę powiedzieć,że dziś stanie się coś strasznego,choć ta myśl wydaje się przytłczająca.
Sumienie mi się gotuję i martwię się,sama nie wiem dokładnie czym.
M
arien jedynie co truła nie miłosiernie,powtarzając jak ważny dzień na nas czeka. W sumie prawda. Dziś jest ostatni dzień naszej wolności. Jutro oficjalnie trafimy na arenę gdzie spojrzymy śmierci w twarz.
Od rana czekają nas treningi z chodzenia,tysiące przymiarek,prób makijażu,prób rozmów,obmawianie możliwych pytań i innych bzdet,które zajmą nam czas do osiemnastej.
Po śniadaniu, rzuciliśmy się w wir przygotowań. Na moje szczęście do nauki chodzenia trafiła mi się pół ślepa,starsza pani,która wołała "Kaflyn idź prosto" do ściany.
Sophie zbierała wymiary i przygotowała chyba z dwadzieścia projektów mojego stroju na wieczór.
Następnie kolejno paznokcie,depilacja,regulowanie brwi,mycie. Po tym wszystkim znowu ubierają mi ten obleśny szlafrok,przez który i tak wszystko widać i posłali na próbę rozmowy z naszym kochanym (od siedmiu boleści) mentorem.
- Zaczynam lubić te robotę. - mówi to szybko,gdy wchodzę do jednego z pomjeszczeń na piętrze z salonem urody.
Mierzy mnie wzrokiem jak towar.
Na środku pokoju stoją dwie czerwone niczym krew sofy.
Siadam na jednej na przeciw McScandella.
- I co ja mam z tobą zrobić dziecko? - parskam śmiechem na jego słowa w sumie jak on.
- Mam plan. Musisz zagrać.- zaczyna,a ja spuszczam wzrok.
- Będziesz delikatna i za razem zadziorna. Taka tyoowa kapitolińska nastolatka. - kwituje i szczerzy się zębami jakby był zadowolony ze swojego zamysłu.
- Przepraszam? - próbuję udawać piskliwy głos Marien.
- Idealnie! Właśnie tak! - klaszcze w ręce.
Kłaniam głowę teatralnie.
-Teraz bardziej bolesne aspekty,czyli rozmowa. Musimy przechwycić prawie pewne chwyty Ceasara.
- To znaczy?
- Tematy twojej opini na temat wojny i twoich rodziców. Uprzedzam.Cokolwiek powiesz będzie źle.
Reszta rozmowy minęła na dźganiu mojej psychiki w najbardziej czułe z punktów.
Obrabialiśmy chyba wszystkie z możliwych tematów jakie mogą paść,pracowaliśmy nad gestami i mimiką,ogólnie wszystko dopięte na ostatni guzik.
Jacob sam stwierdził,że jakby mnie w Kapitolu zostawić to bym skradła nie jedno serce. Bzdura "Kaflyn złodziejka serc" już widzę ten tytuł.
Stresuję się. Jakbym zaprzeczyła okłamałabym siebie samą.
Każda chwila ciągnie się w nieskończoność. Gdy skończyłam zajęcia z Jacobem miałam spokój do czasu kiedy, Sophie nie przyniesie mojego stroju na wieczór.
Znowu zamknięta w czterech ścianch.
Robiłam wszystko co przyszło mi do głowy. Trenowałam nadaną kapitolińską dziewczynkę,by wyszła w miarę naturalnie. Przymierzałam rzeczy z garderoby,a nawet w napadzie nudy skakałam po materacu. Denerwujące powikłanie mojego ADHD.Moment kiedy powinnam siedzieć z przykuloną głową i zastanawiać się co dalej ja dostaję głupawki.
Czas mi minął jak za pstryknięciem palcami. Błękitne niebo nabrało barwy granatowego atramentu.
Sophie przyszła godzinę przed programem Ceasara i odbyła się powtórka z rozrywki przed paradą.
Nie miałam prawa zobaczyć kreacji,do puki nie wymęczyli mnie z całym makijażem.
Na koniec operacji czułam się jak porcelanowa lalka,moze dlatego,że coś co nałożyli na poliki uniemożliwiało mi przez pół godziny ruszania buzią.
Ułożyli mi włosy w delikatne fale,spadające subtelnie na ramiona. Oczy rozjaśnili,tak że szare tęczówki isktrzyły mi się jak światełka.
Dokładnie piętnaście minut przed programem,dostałam sukienę. Piękną. Turkusową. Z bladym gorsetem przystrojonym przy dekolcie małymi kamieniami szlachetnymi.
Suknia była długa,bez ramiączek.
Wyglądała jakby miała dwie warstwy.Pierwsza ze spudnicą przed kolano,druga tylko z tyłu lejąca się falami na ziemię. Nałożyli mi również naszyjnik i coś na uszy,co okazało się później tipsami.
Ponalowani mi paznokcie na fioletowo-turkusowy i w sumie byłam gotowa.
Chwilę przed godziną sprowadzili mnie i Finna do sali koło pomieszczenia prezentera. Zza drzwi dochodzą wiwaty widzów. Ustawiają nas do kolejki,za jakimś chłopakiem z dystryktu trzeciego.
Program się rozpoczął.
- Kogo my tu mamy? - odwróciłam się w kierunku,z którego dobiegał głos,który tak dobrze znałam.
Obruciłam się na obcasie moich białych butów.
- Nie może być.Eithan w garniturze. To me oczy zwidy mają,czyż stał się cud? - powiedziałam, iscie kapitolińskim akcentem,kładąc nacisk na ostatnią literę każdego słowa. Eithan uśmiechnął się,ukazując delikatne dołki w policzkach.
- Czaruś! Do lini! - mówię kiedy jedna z awoks odciąga go na sam przód.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział tylko i stanął.
Wywróciłam oczami i spusciłam wzrok na buty.
Rozpoczęła się ceremonia.
Kamery ruszyły,akcja i start. Każdy pokaz trwał równo trzy minuty,by nie tracić czasu.
Patrzyłam na ekran. Annabeth wygladała jak obłoczek w białej puszystej sukni,która robiła z niej watę cukrową.
Eithan jak zwykle czarujący,przy wyjsciu ze sceny przyprawiając nie jedną kobietę o pomruk.
Później kolejno. I nadszedł czas na mnie.
Trzy głębokie wdechy, i pamiętaj nie daj się zwariować!
Idę.
Tłum wiwatuje,a ja przechodzę przez scenę jak potłuczona. Jak tu nie zwariować?!
Światła mnie oślepiają więc muszę się podepszeć o fotel siadając.
Ceasar jak zwykle piękny i młody z długimi różowymi włosami.
- Twój wynik jest imponujący. Dwanaście punktów! Najwyższe notowania od lat. - Zaczyna. Mam ochotę odpowiedzieć "ciebie też miło widzieć" ale upominam się "kapitolińska laleczka,kapitolińska laleczka!".
Kiwam głową.
- Miejmy nadzieję,że nas zaczarujesz równie dobrze jak sponsorów.
- Uwierz,że też mam taką nadzieję. - odpowiadam,a on wybucha śmiechem " z czego tu się śmiać?",ale kiwam równiez z uśmiechem.
- Twoja rodzina...- zaczyna się.
- byłaby z ciebie dumna. - mówi zmieniając ton głosu.
- Moja rodzina jest ze mnie dumna. Tak bynajmniej uważam. - odpowiadam,a Ceasar teatralnie prycha i chyli głowę.
- Ostatni okres był dla ciebie trudny zapewne. Jak sobie radzisz?
- Dobrze dziękuję.
- Twoi rodzice byli naprawdę wspaniałymi ludźmi. - przepraszam? Co to ma być?
- Nie tylko byli,a są. - przechodzi mnie dreszcz.
- To ty nic nie wiesz? - co tu się dzieje? Na prezentacji nie podejmuje się trudnych tematów,by nie zanudzić publiczności.
- Ale o czym? - Tracę panowanie nad sobą. Odpływa mi krew z twarzy i patrzę na Ceasara.
On nic nie mówi,a widownia w ciszy słucha.
- Dwa dni temu dostaliśmy informację na temat twojego ojca.
- Nie...Nie... - szepczę on chyba wie,że wiem. Łapie mnie za kolano. W oczach pojawiają się łzy,które mimo starań spływają wolno po polikach.Ludzie się śmieją.
Nie to gra. Odpycham jego dłoń i tonę w puchatym fotelu. Zachowaj zimną krew Kath! Uspokój się! To gra! To nie jest prawda!
- Tak mi przykro...twoi rodzice,byli... - nie daję mu skończyć,bo wymierzam Ceasarowi prosto w twarz i wybiegam ze sceny.
Finn mnie łapie.
-Wiedziałeś? - krzyczę na niego przez łzy.Kamery zzza kulis łapią każdy ruch. Finn nic nie mówi.
-Wiedziałeś?! - jęczę szarpiąc marynarkę,a on spuszcza głowę.
-Nie chciałem ciebię rozpraszać. - szepsze,a ja odsuwam się mierząc go wzrokiem.
- Kath..
- Nie. - odsuwam się wysuwając rękę.
I wtedy znowu z nikąd pojawia się on. Jakby wiedział.
Eithan wyciąga ramiona by mnie złapć. Wiję się,ale głośny szloch nie poprawia mi sytuacji i w końcu pozwalam mu mnie objąć.
Krzyczy,by wyłączyć kamery.
- Dowidzenia Finn.- mówię tylko,bo Eithan mnie zabiera do windy.
Jedyne co widzę to Ceasar nie mogący opanować tłumu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D