wtorek, 19 lutego 2019

Rozdział 15

Przez kolejne kilka dni trenowałam rzucanie nożami,aż w końcu udało mi się trafić w manekin.Jedne z najbardziej zmarnowanych dni jakie przeżyłam.
Eithan oświadczył,że ja,Finn i on powinniśmy złączyć się w sojuszu ,bo przy połączeniu sił będziemy mieli znaczną przewagę. Nie znam się zbytnio na strategi wojennej,ale choćby obierając moją postawę gdy w domu oglądałam Igrzyska nigdy nie byłam w stanie tolerować między dystryktowych sojuszy,bo były one moim zdaniem bezcelowe.Eithan jednak naciskał i po tych kilku dniach serio zaczęłam mu ufać i nawet lubić,chwilami wolałam porozmawiać z nim na treningu,niż bezczynnie stać przy Finnie,który nie raczy odezwać się ani słowem.
W wolnym czasie,zaczęłam czytać.
Książki brałam z biblioteczki w salonie.
Połykałam wszystko.Romanse,Fantasty,Historyczne i takie gdzie szczerze nie wiem o co w nich chodziło. Głównie szukałam informacji o mamie,ale nie natknęłam się na nic.
Nawet wzmianki. Obrobiłam plan Rozłożenia Pałacu Prezydenckiego,który widać bylo z mojego okna,ale nie mam co liczyć na okazję taką jaka była przed tygodniem,jesteśmy tu zamknięci jak w klatce. Wszędzie są Strażnicy Pokoju,nasłuchy,podglądy. Praktycznie nie mamy co liczyć na prywatność.
A Finn...stał się wrakiem człowieka.Nie jadł,nic nie mówił.Nawet na treningach głównie mierzył mnie wzrokiem jak rozmawiam z Eithanem.
Nie żebym się od niego odwróciła.Próbowałam i to nie raz,ale jak dostałam reprymendę,że mam mu dać święty spokój i zająć własnymi ostatnimi dniami życia odpuściłam i wybrałam towarzystwo chłopaka,który mierzył mi w głowę.
Był sam,ale nawet jak na mnie krzyczał mówiłam,że nie dam mu dać się zabić.
I taka prawda. Jest dla mnie ważny.Cholernie ważny.Kocham go,ale jak brata,czy przyjaciela nic więcej jedyne co to jestem przygotowana za niego zginąć.
~Eithan~
- Halo? Tato - jestem w holu Ośrodka Trybutów. Tata miał być tu już pięć minut temu. I go wiedzę idzie do naszego budynku,wolno otwiera szklane drzwi i wchodzi. Rzucam się mu w ramiona jak mały chłopiec.
- Nie smarcz się Synu.Przecież zobaczymy się za góra dwa tygodnie. - mówi swoim grubym głosem i klepie mnie po ramieniu.
Chylę głowę.
- Hey.Wszystko jest pewne.Wszyscy sponsorzy są twoi.Nawet jak zawalisz dzisiejszą ocenę indywidualną. - przemawia pewniej,a ja mu ufam.Przecież to mój ojciec,a Igrzyska to prosty mechanizm. "Jestem ciekaw dlaczego nie ustalili kolejności zmarłych." myślę ironicznie.Tata jest bratem Organizatora,który znalazł się na swoim stanowisku prawie w taki sam sposób jak prezydent.
Tak widzę w oczach Kath z jej kucykiem,którym przy każdym spojrzeniu w bok dostaję w twarz.
Tata jakby czytał mi w myślach.
- A jak nasza mała Katharina?
- Kathreen.- poprawiam prawie momentalnie i bez większego wyrazu poprawiam grzywkę.
-Mniejsza z tym. Udało się? - pyta,a ja kiwam głową.
- A jak jej kontakty z matką? - dopytuje się,ale oboje wiemy jaka będzie odpowedź.
- Pytała się mnie czy coś słyszałem. Nic nie wie. - recytuję jak z kartki,a on zaciera ręcę z zadowoleniem.
- To dopiero się ucieszy jak Ceasar jej prawdę powie. - mruczy,a ja przełykam ślinę,przybierając kamienny wyraz twarzy,jak mnie uczył.
- A ty tam byłeś? - mruży brwi.
- Jak no wiesz...no Katniss Everdeen...no...hym.- nie przechodzi mi to przez gardło,młoda Kathreen jest hakiem bez większej wartości,ale mimo to nie lubię rozmawiać o...no właśnie.
- Zapamiętaj sobie,że to ja zadałem ostatni cios pani Mellark i mam nadzieję,że ty powtórzysz to na jej córce. - kiwam głową,godząc się z myślą,że z mojej ręki Kath dołączy do swojej matki i reszty rodziny.
W sumie. Nawet lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz ;)
Dla ciebie to tylko kilka słów wpisanych w wyznaczone miejsce,bez większego znaczenia. Natomiast dla mnie to kop do pracy :D